Opierając się o ścianę osuwam duę na podłogę, aż tu nagle zza ściany wychodzi jakiś koleś w kominiarce, który celuje do roztrzęsionej dziewczyny. Po chwili odzywa się a ja resztkami sił wstaje z podłogi:
- ja cię podziwiam! Z taką dziwką się zadawać!
-nie waż się o niej tak mówić!
-bo co!? Bo nędzny piłkarzyk który jak raz dostanie to ledwo chodzi ma mnie załatwić?! Już to widzę! Wyskakuj z kasy albo ta dziwka zginie!- niewiem jak to zrobiłem ale udało mi się resztkami sił podbiec do niego i odepchnąć Al. Już nie dawałem rady ale gdy widziałem że Alex jest przerażona udało mi się. Przyjechała policja i zabrali go. Mam rozcięty łuk brwiowy i wargę, lekko podbity policzek i siny nadgarstek... Jestem coraz bardziej osłabiony i niewiem tak naprawdę co mi jest. Al wystraszona pobiegła na górę i zamknęła się w pokoju. Jestem przerażony, niemam siły krzyczeć i błagać o pomoc. Ona i tak mnie nie usłyszy... Błagam o pogotowie...
******Oczami Al******
Boże co to miało być?! Ten mężczyzna nazywa się David... Znam go z polski... To znajomy Lii i zakochał się we mnie, lecz bez wzajemności... Już wtedy zwyzywał mnie od dziwek. W gimnazjum wywalili go za to że zamknął mnie w sali szkolnej na noc. Przez rok musiałam chodzić do psychologa po tym zdarzeniu. Życie to jedna wielka gównoburza... Biegnę zaniepokojona na dół i widzę go nieprzytomnego... Nie oddycha, MÓJ BOŻE ON NIE ODDYCHA!!! Szybko dzwonię po pogotowie i próbuje pomóc Neyowi... Chwilę później przyjeżdża pogotowie i zabierają nas do szpitala. Dziwne, bardzo boję się o niego a nawet nie jesteśmy razem. Po 2/3 godzinach mogliśmy już wrócić do domu. Ney miał zszywany łuk brwiowy i usta,oraz zakładany stabilizator na nadgarstek. Cały czas nie odzywał się do mnie... Miałam wrażenie jakby był nie obecny. W końcu nie dziwię się mu, tyle doświadczeń wciągu jednego dnia i to przeze mnie... Czemu muszę wszystkim robić krzywdę. Czuję się jak śmieć... Siedzimy razem na kanapie i wsłuchujemy się w ciszę jaka panuje. To jest dość przygnębiające... Nie wytrzymuje i odzywam się:
-Ney odezwij się do mnie...-cisza
-Proszę odezwij się...-znowu cisza
-Przepraszam...-znowu ta pieprzona cisza... Jest oszołomiony tym. Ja to czuje...
-Alex? Czy wiesz jak to jest czuć się tak jakbyś dosłownie miała zaraz umrzeć?...-i tutaj mnie zagiął. Niewiem co mu odpowiedzieć. Przesrane...
-Nie...-wydukałam z siebie tylko... Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, co spowodowało że wyszedł. Przeze mnie ma też zakaz na grę w najbliższym meczu, a wiem jak bardzo mu zależało. Przykro mi i niewiem jak go pocieszyć... Nie myślałam nad tym co robię. Wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę jego pokoju. Niepewnie weszłam do środka co spowodowało że Brazylijczyk odrazu spojrzał w moim kierunku. Usiadłam na łóżku tuż na przeciwko i patrzyłam mu prosto w oczy. Chłopak przysunął się do mnie i położył niepewnie dłoń na moim policzku sprawdzając na ile mu pozwolę. Po chwili swoje usta skierował na moją szyję pieszczące ją pocałunkami i zostawiając ślady w postaci malinek. Było mi dobrze, a nawet świetnie... Gdy oderwał się od mojej szyji niebezpiecznie zaczął zbliżać się w moim kierunku. Czułam co chce zrobić ponieważ cały czas patrzył pytająco na moje usta. Na moje szczęście (nieszczęście) zadzwonił jego telefon, a był to trener więc musiał odebrać. Speszona wyszłam z pokoju i wybiegłam na balkon.
Co ja zrobiłam?! Narobiłam mu nadzieje i tylko znowu złamałam mu serce. Nie chce go ranić, ale czuję że sama niemam na to wpływu... Po cichu wymykam się z domu i udaję się w stronę domu Alvesa. Zapłakana i przemoczona przez deszcz do suchej nitki pukam do drzwi Brazylijczyka... Po chwili otworzył mi piłkarz i odrazu rzuciłam się mu na szyję:
-dani !!!
-hej mała wchodź zapraszam co się stało? Rozgość się a ja polecę po jakieś ubrania...-to miłe z jego strony że tak troszczy się o mnie. Po chwili przynosi mi swoje ubrania, bo Lia śpi i podaje mi również ręcznik:
-no to idź się przebrać bo jeszcze się przeziębisz od tych mokrych ubrań...-powiedział a ja tylko wykonałam polecenie piłkarza i po chwili oddałam mu mokre rzeczy :
-Alex więc? Co cię sprowadza w moje skromne progi?
-chodzi o wszystko... Ney jest we mnie zakochany a ja przyprawiam go tylko o kolejne wizyty w szpitalu i łamię mu serce bo sama nie jestem gotowa na to wszystko...-kontynuowałam swój monolog życiowy i rozpłakałam się jak beksa... Po chyba godzinnej rozmowie i dwugodzinnej parti w fifę uznaliśmy że czas na mnie bo ja miałam 29 nieodebranych połączeń i 12 wiadomości, a Dani miał 34 nieodebrane połączenia i 10 wiadomości. Mężczyzna z racji na późną porę chciał mnie odwieść ale ja się nie zgodziłam, spacer na świeżym powietrzu był mi wskazany wręcz. Pożegnałam się i ruszyłam w stronę domu... Bałam się wejść do środka bo wiedziałam co mnie tam czeka. Osoba która zawróciła mi w głowie... Po chwili stania jak słup soli pod drzwiami niepewnie weszłam do środka i odrazu stanął na przeciwko mnie Ney :
-gdzie ty byłaś?! Martwiłem się...-zastosowałam jego taktykę...cisza
-Alex? Powiedz coś...- znowu z mojej strony cisza
-co to za ubrania?-nie wytrzymałam tej cholernej ciszy
-Alvesa bo byłam przemoczona i potrzebowałam porozmawiać z Lią-skłamałam
-ale czemu uciekłaś?-i tu mnie zagiął... Nie wiedziałam co powiedzieć ani co zrobić. Znowu stałam jak słup soli i czułam jak po moim policzku spływają pojedyncze łzy. Po chwili zaczął niebezpiecznie zbliżać się w moim kierunku. Na moich ochach zdjął stabilizator z nadgarstka, przetarł go trochę i ujął moją twarz w dłonie kciukiem ocierając łzy:
-Alex, jeżeli nie jesteś gotowa na związek rozumiem, nie posunę się dalej dopóki mi na to nie pozwolisz. Nie chce robić czegoś wbrew tobie... -powiedział i mnie przytulił, czułam się tak bezpiecznie i miło jak nigdy...
******NOC******
Śniły mi się koszmary z udziałem Dawida. Naprawdę się go boje, a jeszcze bardziej tego że Lia jest z nim w dobrych relacjach. Strasznie się boje, no i właśnie jest czego... Godzinę temu (jest 1 w nocy) dostałam od Lii SMS o tym że zaprasza nas jutro na kolację i będzie ,,niespodzianka“ i ja już wiem jaka. Nie ma mowy... Nie pójdę tam sama, ale to Alves ma po nas przyjechać... Alex myśl, myśl...
******RANO******
Od rana chodziłam jak mały kłębek nerwów. Ney o niczym nie wiedział, ale z tego co mi wiadomo to już dowiedział się o małej ,,imprezie“. Dawida nie poznał ponieważ był w kominiarce ale ja czułam że to był on. Jego ohydne duże i zimne łapy, spięte mięśnie i niski głos... Od gimnazjum bardzo długo miałam problemy z zasypianiem i chodziłam do psychologa. Niby już było dobrze ale gdy on mnie wtedy złapał poczułam się tak jak wtedy w sali gdzie nie było nawet prądu, a włączony alarm nie pozwalał mi nawet na najmniejszy ruch. Co ja gadam, przecież byłam związana za szafą by czujka mnie nie wykryła. Zjadłam z Brazylijczykiem śniadanie i każdy zajął się swoimi sprawami, przez co nie zauważyłam nawet jak szybko mi zleciał cały dzień. Została nam ledwo godzina do przyjazdu Daniego więc zaczęliśmy się szykować. Ney wybrał strój sportowy więc dopasowując się do niego założyłam jasne spodenki z bardzo wysokim stanem, koszulę na ramiączka w czarno-pomarańczowe wzory i ulubione trampki. Po chwili pod naszym domem zatrzymał się nasz ,,kierowca“ i nie mając już żadnego wyjścia wsiedliśmy do środka. Alves tłumaczył się tym tak że ,,dzisiaj się musimy napić!“ i w duchu czułam że to się źle skończy. Niecałe pięć minut później byliśmy już pod ich domem. Cała drgałam ze strachu przed spotkanie co już zdążyła zauważyć jedenastka Barcelony...
-Alex, wszystko w pożą... -nie dokończył bo Dani porwał go w stronę domu, a ja nadal niepewnym krokiem podążałam ku uradowanej przyjaciółce:
-Alex! Boże jedyny jak ja cię dawno nie widziałam! Choć szybko kto nas odwiedził...-powiedziała i palcem wskazała na blondyna siedzącego przy stole który ,,pożerał“ mnie wzrokiem...
-Dawid?! Co ty tu robisz?!-udawałam zaskoczoną by nie wzbudzić podejrzeń dziewczyny...
-stęskniłem się za wami poprostu...-gdyte słowa wyszły z jego ust czułam że ze strachu zaraz zemdleje. Cała drżałam i próbowałam uspokoić się nie wzbudzając podejrzeń. Chwilę później zasiedliśmy do stołu i zajadaliśmy się kurczakiem w sosie curry przyrządzonym przez Lię. Na moje nieszczęście na przeciwko mnie siedział uradowany blondyn i próbował smyrać mnie nogą pod stołem. Marzyłam by jak najszybciej uciec od stołu... więc bez słowa odeszłam od stołu i pobiegłam z płaczem na górę. Niestety miałam tylko moment by złapać cokolwiek do obrony bo w drzwiach pojawił się Dawid:
-czego ty ode mnie chcesz jeszcze co?!?!?!
-czego ja chcę? Ja pragnę ciebie...-powiedział i dosłownie pchnął mnie na szawkę by po chwili wielki dzban z kwiatami spadł mi na głowę rozcinając ją. Oszołomiona ledwo trzymałam się na nogach i po chwili czułam jak przypiął moje nadgarstki do kantu łóżka tak bym nie mogła się ruszać. Zatkał mi jeszcze usta jakąś chustką i zaczął dobierać się do mnie. Wierzgałam nogami i próbowałam się wyrwać ale on był dużo bardziej silniejszy i nie dawałam z nim rady. Nie słyszałam nawet głupich krzyków z dołu tam jak po sytuacji w domu Alexisa. Muskał ustami mój nagi brzuch, nogi i nie hamował się.
******Oczami Lii******
Nie wracali już kawał czasu, a Ney chodził po pokojach już tak zdenerwowany że nie mogłam za nim nadążyć. Nagle z góry dobiega dźwięk tłuczonego szkła... Mój Boże...
******Oczami Neya******
Mało nie zabijając się na schodach dobiegłem do pokoju z którego dobiegały te okropne dźwięki. Otwieram drzwi i myślałem że zaraz wyjdę z siebie. Pierwszy raz tak bardzo obijałem kogoś twarz pięściami. Po chwili nim zajął się już Dani, a ja wziąłem rozpłakaną dziewczynę na ręcę i jak najszybciej zacząłem biec w stronę szpitala...
-Alex patrz na mnie, nie zasypiaj
-ale ja jestem taka śpiąca, pięć minut
-Alex nie nie nie patrz cały czas na mnie nie zamykaj oczu, zaraz będzie po wszystkim...-wbiegłem na oddział ratunkowy i odrazu zabrali ją na badania. Cholera jeszcze jeden raz i będą nas znali tu chyba na zawsze. W recepcji nie musiałem nawet wypełniać potrzebnych badań bo przecież wszystko mają. Niecałą godzinę później wyszedł lekarz trzymając dziewczynę pod rękę by nie upadła:
-Panie Neymarze, ranę na głowie zaszyliśmy i dziewczyna jest oszołomiona jeszcze z powodu dużego dzbanu i ogromnej sile z jaką uderzył w jej głowę... proszę możecie państwo jechać do domu, dowodzenia i dobranoc...-powiedział i odszedł tłumacząc że pędzi na dyżur. Wziąłem ją na ręcę i ruszyłem w stronę domu, a brunetka momentalnie zasnęła opierając głowę o moje ramię. Chciałem podejść do Lii i Alvesa bo byłem ciekawy co z tym draniem. Drzwi były otwarte więc pchnąłem je tylko i położyłem na chwilę Al na kanapie by móc porozmawiać z parą:
-i co z Alex?! -zapytali dosłownie równocześnie
-Zaszyli jej ranę na głowie i kazali wypoczywać bo jest osłabiona i oszołomiona po silnym uderzeniu w głowę...
-jezu...
-a co z tym dupkiem?!
-zabrała go policja i grozi mu dożywocie za notoryczne gwałty i znęcaniu się na biednych dziewczynach i bardzo dobrze...
-i bardzo dobrze
-słuchaj, jedźcie do domu niech Al odpocznie a my tu z Danim damy radę...
-jasne trzymajcie się...-powiedziałem, delikatnie podnosząc dziewczynę na ręcę i wyszedłem. Lada moment i byliśmy już na miejscu... Zaniosłem ją do sypialni i ułożyłem do spania a potem sam udałem się do siebie. Nie zauważyłem kiedy jak sam padłem marząc znowu o niej.
******KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ******
Co się działo przez ten czas? Moje relacje z Alex trochę się pogorszyły a mianowicie już nie idziemy dalej a wręcz cofamy się... Lii niedługo zbliża się termin a Al dosłownie siedzi u niej non stop. Niewiem już sam co mam robić, a jak narazie to rozładowywuje emocje na jednej z piłek. A trening mija i mija, wogóle to był mój chyba pierwszy raz kiedy naprawdę aż za bardzo przykładałem się do ćwiczeń.
******Oczami Al******
Przez te ostatnie miesiące bardzo dużo się zmieniło. Odsunęłam się od Neya bo poprostu jest mi wstyd... On jest dla mnie taki kochany a ja nawet nie umiem go potraktować tak jak na to zasługuje. Siedzimy z Lią w galeri i oglądamy rzeczy dla małej Wiktorii, tak ma mieć dziewczynkę. Piłyśmy sobie na spokojnie w starbaksie (?) aż tu nagle zaczęła rodzić... MÓJ BOŻE ONA RODZI!!! Szybko karetka nas zabrała i pojechała odrazu na porodówkę. Nic innego mi nie zostało do roboty jak dzwonić do tatusia Wiki:
-Dani, masz natychmiast przyjeżdżać do szpitala! Dziecko ci się rodzi!
-co?! Kurwa już pędzę moim batmobilem !-krzyknął i się rozłączył. Słysząc jak cierpi za drzwiami myślałam że umrę. Drgałam ze strachu że mnie też to czeka. O ja pierdole (xD) wywożą ją! Szybko podbiegłam do lekarza próbując się czegoś dowiedzieć, ale to na nic. Chwilę później zatrzymała mnie pielęgniarka mówiąc że będzie cesarka. Jezu... a co jak jej się nie uda?! Lia, skarbie walcz! Dosłownie kilka minut później wbiegają dwaj Brazylijczycy:
-gdzie ona jest?!
-lekarze powiedzieli że potrzebna jest cesarka...-powiedziałam i rękawem przetarłam łzę. Nienawidzę szpitali bo już tutaj straciłam dwie najbliższe mi osoby. Nie nawidzę czekać pod tym pieprzonym blokiem operacyjnym!
Ney cały czas mi się wpatrywał, ale starałam się to ignorować. Siedziałam skulona na krześle i wpatrywałam się w ten czerwony napis na drzwiach... Boże niech to się skończy.
******PO KILKU GODZINACH******
Lia urodziła prześliczną dziewczynkę i była dosłownie taka jak ona. Miała jej niebieskie duże oczy i oczywiście duży i szczerzy uśmiech po tatusiu. Ku mojemu zdziwieniu z sali operacyjnej wywieźli tylko dziecko. Zaraz zaraz gdzie Lia?! Lia o mój Boże!! Szybko złapałam jakąś pielęgniarkę która była wyjątkowo cięta na mnie:
-dziewczyno niemam czasu ona umiera!!-krzyknęła i czułam jak nogi normalnie się pode mną gną. Nie chce nawet wiedzieć co czuje Dani. Samotny ojciec to nie jest wizja szczęścia ale kurwa! Zabrali mi rodziców biologicznych, zabrali mi rodziców zastępczych, a teraz chcą zabrać mi moją Lię! Jedyną osobę jaka mi pozostała!! Dlaczego?! Dlaczego wszystkich mi chcecie odebrać ??!!?! Dosłownie osunęłam się na kolana łkając o to by przeżyła. Moja jedyna siostra! Co ja powiem jej rodzicom? Dzień dobry wasza córka nie żyje?! To oni by mnie chyba zabili!! Dani stoi jak słup soli przy drzwiach i obserwuje kiedy się otworzą, ale to na nic. Ney widząc moją reakcję chciał dodać mi otuchy przytulając mnie do siebie. Nie mam naprawdę siły na to by się opierać więc wtuliłam się w niego jak w moją najlepszą przytulankę. Płakałam, strasznie płakałam... Nawet przy śmierci rodziców tak nie było. Jednak Lia była mi najbliższą osobą na świecie. Niewiem jak ja sobie bez niej poradzę... Ona była moim chodzącym wsparciem! Nie, musze zadzwonić do jej rodziców. Mam torebkę Lii więc wybieram numer do pana Bena, jej ojca:
-Halo? Tata Lii?
-Alex? Jezu dziecko jak miło cię słyszeć co u ciebie?
-dobrze, ale ja dzwonię w innej sprawie...-nie wytrzymałam. Rozpłakałam się mu do słuchawki
-Dziecko oddychaj i powiedz spokojnie, ja nic nie rozumiem
-bo byłam z Lią na spacerze i ona zaczęła rodzić i po kilku godzinach cesarką się udało ale nie wiadomo czy ona przeżyje...-powiedziałam dosłownie na jednym tchu.
-Podaj mi adres przelecimy do was.
-niewiem, ja jestem tak..,Boże niewiem napisze w SMS ale to szpitalu koło katedry ale to niech państwo przyjadą do chłopaka Lii Daniego.
-dobrze to trzymaj się złotko i do zobaczenia-powiedział i przerwał połączenie. Boże bądź z nią! Ona musi przeżyć!
******8 GODZIN PÓŹNIEJ******
Nadal siedzimy pod salą i czekamy na koniec operacji. Po chwili wreszcie przychodzi lekarz i dosłownie ,,rzucamy“ się na niego...
-panie doktorze co z nią?! Ona żyje prawda???-powiedział Dani
-to jest narazie nie wiadome
-jak to nie wiadome?
-dziewczyna zapadła w śpiączkę, maluch był w takiej pozycji że rozerwał by ją od środka więc zrobiliśmy cesarskie cięcie. Narazie ma 50% szans na przeżycie, więc proszę być dobrej myśli. Teraz przepraszam praca wzywa...-odszedł... Mój Boże ona umrze. Mój ojciec miał też być w śpiączce a umarł. Ona nie może mnie zostawić, Daniego a przede wszystkim Wiki musi mieć matkę! Ona nie może tak... Dani będzie napewno najlepszym ojcem na świecie ale on może się nie podnieść po tym wszystkim. Uznaliśmy że idziemy do domu bo to niema sensu. Pościeliłam Alvesowi w pokoju gościnnym i szybko każdy udał się do swojego pokoju. Niewiem czy mówiłam ale dostałam kiedyś od Lii takiego misia że był większy ode mnie... Po co wam mówie? A po to że to dzięki niemu udało mi się przespać dwie godziny. Budziły mnie koszmary w których Lia zmarła a Dani porzucił dziecko i wyjechał. Ja z Neyem opiekowaliśmy się nią.... Straszne.
******PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ******
Kolejny nędzny dzień w którym modlę się do Boga by trzymał ją przy żywych. Mała ma już prawie roczek, a Dani nauczył się przebywać w jej towarzystwie nie płacząc. Z każdym dniem oswajam się z myślą że mogę już jej więcej nie usłyszeć. Jej rodzice wyjechali bo nie mogli patrzeć na małą.Ja jestem już cieniem samej siebie... Mając zaledwie 170 ważę hmmm... 48/9. Wiem jestem anorektyczką ale mam to gdzieś. Teraz liczy się tylko Lia! Siedzę sama przy jej łóżku i mówie do niej. Niewiem czemu ale mi to pomaga. Nagle na sale wchodzi lekarz i dosłownie wyciąga mnie na korytarz. Jest widocznie smutny więc mam złe przeczucia:
-pacjentka jest już w tak złym stanie że wraz ze zgodą rodziców odłączamy ją od urządzeń... Niestety nasze przeczucia się spełniły i Lia już raczej nie wróci do nas.
-jak to ?! Chcecie ją uśmiercić ?
-już dość się wycierpiała, a poza tym z panią też jest nie najlepiej.
-niech pan już o mnie nie mówi, ale proszę dajcie jej chociaż jeszcze tydzień, błagam!!
-dobrze, ale tylko tydzień... Jeżeli się nie obudzi będziemy zmuszeni ją odłączyć
-dziękuje panu bardzo
-to tylko moja praca-wow, lekarze to nieczułe świnie i tylko by zabili i gotowe. Zero starań... Lia kiedyś się obudzi i ja to wiem. Chyba...
******Niedziela******
Przez cały ten tydzień nic się nie działo. Dom, szpital, dom, szpital i tak w kółko. Niestety Lia nadal się nie obudziła a mija już tydzień. Jej rodzice już przed wyjazdem podpisali potrzebne papiery i lekarze są już gotowi. Nagle jak kamień z nieba ona się powoli budzi:
-Alex? Al? To ty?
-Lia Boże kochanie tak to ja! Jak się czujesz?
-Al, prosze dopilnuj by mała wyrosła na przepiękną i mądrą dziewczynę jaką jesteś rozumiesz. Będę przy tobie na zawsze i wszędzie. Jak nie będziesz z Neyem to jako zmarła skopie ci dupę!
-kocham cię wiesz...-powiedziałam
-ja ciebie też Al, pamiętaj zawsze będę przy tobie ...-ostatni raz wtuliłam się w moją przyjaciółkę a potem ona zmarła na moich oczach. Moja jedyna Lia... Jednym słowem niemam już nikogo. Nikogo, ale czuje że Jest przy mnie i mnie chroni.
******Kilka dni później******
Wczoraj odbyła się ceremonia pogrzebowa. Nic nie czułam... Siedziałam na jednej z ławek i pusto patrzyłam się na jej zdjęcie które postawili na jakimś stoliku. Nikt nie dowiedział się o tym że chwilę przed śmiercią rozmawiałyśmy. Jeżeli Dani się dowie to załamie się jeszcze bardziej. Od tamtego dnia noszę na nadgarstku czarną wstążkę, która przypomina mi ją. Ona zawsze nosiła taką opaskę na swoim nadgarstku. Odsunęłam się od wszystkich, nawet od Neya. Całymi dniami siedzę przy jej grobie i patrzę na małe nasze zdjęcia jakie przyczepiłam. Czuje że teraz niemam już z kim porozmawiać o moich problemach. Jedyna osoba z którą mam najlepsze kontakty jest Shakira. Tak to oczywiście wszystkich bardzo lubię ale nie lubiłam Lii... Ja ją kochałam całym moim sercem. Na moje szczęście nagle zza moich pleców wyłoniła się Kolumbijka i siadając obok mnie otuliłem nas kocem:
-hejka Al... Jak się trzymasz?
-szczerze, beznadziejnie
-rozumiem cię, nie wyobrażam sobie nawet co teraz możesz czuć
-Shaki ja niemam już nikogo! Lia była dla mnie jak siostra, ale ją też mi odebrano...-zaczęłam wyć jak małe dziecko
-ciii mała już spokojnie... Choć pojedziemy do mnie i napijemy się cieplej herbaty, wszystko mi opowiesz co?-nic nie odpowiedziałam tylko przytaknęłam. Pomogła mi wstać i razem pojechałyśmy do jej domu. Ona miała super... Mały Milan i Geri przygotowali nam na tarasie niespodziankę w postaci poduszek i kocy i wgl wyglądało jak mały namiot. Weszłyśmy tam do środka i na spokojnie mogłam teraz zacząć się rozklejać:
-Alex, jesteś bardzo dzielna wiesz? Popatrz na to wszystko z tej strony że ona jest przy tobie. Napewno teraz siedzi u pana Boga na kawce i opowiada mu jaka jesteś wspaniała...
-nie wierze w to
-to uwież, a teraz jak tam w domu?
-Ney coraz bardziej na mnie naciska, ale ja się boje
-boisz się? Czego?
-tego że będzie podobnie jak z Marcusem..
-Al, tego dupka zamknęli i już nigdy ci nie przeszkodzi, a Ney? Jest wspaniałym facetem i on napewno cię nie skrzywdzi...
-wiesz co jest najgorsze jeszcze w tym wszystkim?
-hm?
-że rodzice Lii myślą że to moja wina i mnie nienawidzą...-zaczęłam łkać w poduszkę
-Al pamiętaj że to nie jest twoja wina rozumiesz... Lia miała komplikacje przy porodzie i tyle, to niczyja wina tylko pana Boga... Choć to do mnie bo się rozmażesz babo...-powiedziała i przytuliła mnie. Leżałyśmy tak dobre dwie/trzy godziny a ja czułam się jak by tutaj leżała Lia. Zawsze gdy płakałam oplatała mnie ramieniem lub przytulała. Tak bardzo mi jej brakuje. Każdej nocy nawiedzają mnie koszmary. Wyglądam z każdym dniem coraz gorzej.
Niemam z kim pogadać od serca tak jak z Lią. Widok małej coraz bardziej mnie dobija ale staram się być silna. Z Kolumbijką przegadałyśmy dobre kilka godzin, ale gdy już było ciemno Gerard zawiózł mnie do domu. Podziękowałam za podwózkę i weszłam do środka. Na kanapie siedzieli Brazylijczycy a mała smacznie spała na tarasie. Ney podszedł do mnie i podał mi jakąś kopertę. Była zaadresowana do mnie z polski. Postanowiłam ją odrazu otworzyć, ale to był błąd. W środku było wezwanie do sądu i list:
,, Cieszysz się beztroskim życiem? Mam nadzieje że nie! Zgnijesz w więzieniu za zabicie Lii !! Rozumiesz ZGNIJESZ W WIĘZIENIU!! Nie rób żadnych numerów, albo przyjedziesz do polski albo my przyjedziemy do ciebie! Termin za tydzień! “
Pierwszy raz aż tak bardzo mnie zabolało. Nie wierzyłam w to że pozwali mnie do sądu o to ze ja zabiłam Lię!! Czy oni nigdy nie dadzą mi spokoju?! Nie wystarczy im tożsamość zajmuje się tym pieprzonym dzieckiem?! Gdy Ney widział że coś się dzieje chciał mnie przytulić, ale ja nie miałam ochoty na przytulanie. Odepchnęłam go rzucając mu list na ziemie i wybiegłam na ulicę. Biegłam przed siebie i postanowiłam że pobiegnę znów do domu słynnej trójki Barcelony. Odrazu otworzyła mi Shaki a ja wpadłam jej w ramiona. Weszłyśmy do jej sypialni i zaczęła:
-Alex Boże co się stało?!
-oni oni mnie do sądu pozwali!!! Myślą że to ja ją zabiłam!! To nie jest moja wina!! Oni mi grożą!!!
-ale jak to pozwali cie?!
-dzisiaj przyszedł do mnie list gdzie było wezwanie do polskiego sądu... Shaki ja nawet niemam adwokata a sprawa jest już za niecały tydzień...
-spokojnie, mój znajomy prowadzi takie sprawy... Zadzwonię do niego a ty bukuj hotel w Polsce i walcz! Walcz o nią!
******Dzień rozprawy******
Nikt oprócz Shaki niewie o liście. Mój wyjazd pewnie przyprawił jej kłopotu ale nie mogę się tym dzisiaj zamartwiać...
Pan Damirez zgodził się mnie na szczęście reprezentować. Mam nadzieje że nam się uda! To nie jest moja wina i nie pozwolę wsadzić się do więzienia. Stałam z adwokatem na korytarzu i czekaliśmy na rozpoczęcie rozprawy. Na moje nieszczęście podszedł do mnie jej ojciec:
-czego ty tu jeszcze chcesz?!-wysyczałam do niego, a Marcelo (adwokat) próbował mnie uspokoić
-zabiłaś ją! Zginiesz marnie w pierdlu rozumiesz!!-powiedział i na oczach sędziny i ochroniarzy wymierzył mi pięścią w twarz. Już miałam tą sprawę w kieszeni.
******Półtorej godziny później******
Rozprawa zakończyła się pomyślnie. Ojciec Lii ma karę w zawieszeniu bo wyszło na jaw że bił żonę i córkę. Matka Lii natomiast ma badania u psychiatry. Zadowolona odrazu pojechałam na kawę z Marcelo (?) by uczcić zwycięstwo. To dzisiaj mija już tydzień od jej śmierci. Tak strasznie mi jej brakuje ale wygrałam rozprawę dla niej. Chce jej dać jak najwięcej satysfakcji że potrafię być silna. Siedzę już sama w kawiarence i chciałam się przejść na grób rodziców. Również bardzo mi ich brakowało. Usiadłam na małej ławeczce na przeciwko grobu i obserwowałam dwa zdjęcia na których byli szczęśliwi... i ten cytat ,,Wszystko dla naszej Al“ chcieli mieć to na swoim grobie więc można powiedzieć że spełniłam ich ,,marzenie“. Chociaż to mi się w życiu udało...